facet po 30 w łóżku

Napisano Marzec 26, 2018. U nas seks jest na wysokiej pozycji. W tygodniu przed spaniem często są jakieś igraszki, wcześnie rano szybki numerek, a w piątek jak wieczorem lądujemy w łóżku W szpitalu po operacji leży facet na łóżku, a obok siedzi jego żona. W szpitalu po operacji leży facet na łóżku, a obok siedzi jego żona, uśmiecha się i głaszcze go po głowie.W pewnej chwili on otwiera oczy, patrzy na nią z niedowierzaniem i mówi: - Jak się żeniłem, to ty byłaś koło mnie. - Tak kochanie. - Jak złamałem Gej Rucha Niewinnego Chlopaka. Odkryj ostatni fetysz, gdy dominujący gej uwodzi prostego chłopaka na naszej ekskluzywnej kanapie do castingu. Zobacz zapierające dech w piersiach lodziarce, intensywną akcję analną, wytryski, które odbiorą ci mowę oraz hardcore'owy seks w jakości HD. Obejrzyj naszego gorącego chłopaka Cartera Westa w W pełnej rozciągłości uświadom sobie to, co napisał Ban: kobieta ma takie sama prawa w tej dziedzinie jak facet. Jeśli mężczyzna oceni Twoją osobowość, zamiary, charakter po tym, kiedy wylądował z Tobą w łóżku - to z nim jest problem, nie z Tobą. Ale w wieku 30+ niewielu jest takich. Tu obowiązują naprawdę inne zasady. Podczas służby mogę wcielić w każdą z tych ról, a także wiele innych, wszystko zależy od pomysłowości, upodobań i kaprysów Pani. Po bliższym poznaniu nie wykluczam stałego związku 24/7, w którym obydwoje byśmy się spełniali" - czytamy na jednej ze stron internetowych, gdzie dominujący i zdominowani pragną się poznać. Mann Schreibt Aber Will Sich Nicht Treffen. 207 773 401 111 Pisaliśmy ostatnio o łóżkowych zachowaniach, za którymi nie przepadają niektóre kobiety. Okazuje się, że nawet najbardziej doświadczony kochanek nie jest w stanie sprostać wymaganiom partnerki, jeśli nie wie o tej jednej rzeczy, która strasznie ją jara. Oto kilka przykładów, które sprawiają, że kobiety krzyczą jak opętane! #1. Miej gdzieś pod ręką lubrykant. Wielu kolesi myśli, że to ważne tyl\u2026\n\t\t\t\t\t\t\t\t\t\n\n\t\t\t\t\n\t\t\t\t\t\t\t\t\t\t\t\u2026\n\t\t\t\t\t\t\t\t\t\n\n\t\t\t\t\t\t\t\n\t\t\t\n\n","data":"2019-12-15 01:20:18","favcount":0,"id":11011037,"parent_id":11011037,"uname":"Adkamka","createdAtTimestamp":1576369218,"type":"art","elementid":41646,"hidden":0,"likedByAdmin":0,"pinnedByAdmin":0}},"9609622":{"maincomment":{"html":"\n\n\t\t\t Marek, Krystian i Paweł. Z pozoru zwyczajni faceci. Dyrektor agencji reklamowej, sprzedawca w dużej księgarni z tytułem doktora filozofii, anglista. Uśmiechnięci, wykształceni, zabawni, trochę nieśmiali i całkiem przystojni. Dzieli ich wszystko - miasta, środowisko, w którym dorastali, plany na przyszłość i zainteresowania. Łączy jedno - w wieku 30 lat nie uprawiali seksu. Powód? Każdy z nich znajduje kilkanaście wytłumaczeń dla swojej seksualnej abstynencji. Nieśmiałość, wstrzemięźliwość, poszukiwanie tej jedynej, lęk przed niezrealizowaniem się w roli łóżkowego partnera... Mogliby wymieniać bez końca. Marek, 31 lat, dyrektor agencji reklamowej "Prawiczek" - to słowo dla niektórych facetów mogłoby być synonimem "fajtłapy", "niedorajdy", czyli mężczyzny, który nigdy nie uprawiał seksu, bo nie umie sobie znaleźć partnerki. W moim przypadku jest inaczej. Po prostu czekam na tę jedyną, która będzie tego warta. Jestem religijny i uważam, że seks przedmałżeński nie ma sensu. Poza tym wszystkie moje próby aktywności seksualnej zawsze kończyły się porażką. Wtedy zrozumiałem, że naprawdę powinienem zaczekać na właściwą kobietę, z którą razem będę uczył się przemierzać "krainę rozkoszy". Brzmi trochę pretensjonalnie, ale rzeczywiście tak myślę o seksie. Jak o czymś, co nie daje zwyczajnej przyjemności czy nie służy rozładowaniu napięcia, ale pozwala na poznanie tego, czym jest owa rozkosz. Pierwszą próbę inicjacji seksualnej podjąłem jeszcze w liceum. Spotykałem się wtedy z Joasią. Chodziliśmy ze sobą ponad pół roku, ale od początku wiedziałem, że to nie "to". Kumple z klasy patrzyli na mnie jak na wariata, kiedy tłumaczyłem im, że nie chcę robić nic więcej, bo... jej nie kocham. Joasia, która też była wówczas dziewicą, liczyła, że przejmę inicjatywę i coś jej zaproponuję. Moi rodzice wyjechali na dwa dni na ślub brata matki i zostałem sam w domu. Zrobiłem kolację, wypożyczyłem kasetę z filmem i zaprosiłem ją do siebie. Bez żadnych intencji i podtekstów. Ot tak, żeby spędzić miło wieczór. Przytulaliśmy się, całowaliśmy. Wszystko zmierzało do jednego, czyli do seksu. Miałem w głowie ułożony scenariusz tego wieczoru, na wypadek, gdyby Joasia chciała ode mnie czegoś więcej, niż zaplanowałem. Swoją drogą, jak teraz to wspominam, myślę, że moje zachowanie mogło wydawać jej się co najmniej dziwne. Byliśmy młodzi, nic nas nie ograniczało. Mogliśmy zaszaleć, ale w porę zorientowałem się, co jest grane i poskromiłem zapędy Joasi. Dobrze zapamiętałem jej zdziwione spojrzenie. Potem widziałem je u kilku innych dziewczyn, którym mówiłem, że jestem prawiczkiem z wyboru. Najtrudniejszy był chyba ten pierwszy okres, to znaczy od 17-go do 26-go czy 28-go roku życia. Wtedy mężczyźni zazwyczaj przechwalają się swoimi seksualnymi podbojami. Nigdy nie robiłem tajemnicy z tego, że jeszcze nie uprawiałem seksu. Poza tym na niektóre dziewczyny to dobrze działa. (śmiech) Jestem od roku w poważnym związku. Kocham Martę, dobrze nam się układa. Cieszę się, że choć ona sypiała już z mężczyznami, szanuje mój wybór i nie muszę jej ciągle tłumaczyć, dlaczego wolałbym zaczekać z seksem do ślubu albo do zaręczyn. 30 letni prawiczek - to nie zawsze wyrok, czasem to kwestia wyboru. W pełni świadomego wyboru. Monika Błaszczak, psycholog: Decyzja o wstrzemięźliwości seksualnej w przypadku Marka jest czymś zupełnie naturalnym. Podjął ją kilkanaście lat temu i konsekwentnie broni swoich racji, nawet wtedy, kiedy narażony jest na pokusy. Nie ukrywa, że jest prawiczkiem - przeciwnie, uczynił z tego atut, który - jego zdaniem - czyni go atrakcyjniejszym w oczach innych kobiet. Rzeczywiście, często wiele pań (to działa także w dwie strony - niektórzy mężczyźni fantazjują o seksie z dziewicą; istnieją przecież specjalne zabiegi przywracające błony dziewiczej) dużo lepiej czuje się w roli "nauczycielek seksu". Czy Marek rzeczywiście wytrzyma do ślubu? Pewnie tak. Jego postawa może z jednej strony wielu z nas, żyjących w czasach wyzwolonej seksualności, dziwić, z drugiej jednak jest w niej coś rozczulającego. Dorosły i atrakcyjny mężczyzna rezygnuje z cielesnych uciech, by w pełni ofiarować się kobiecie, z którą chce spędzić resztę życia. Krystian, 29 lat, sprzedawca w księgarni Pierwszą dziewczynę poznałem na studiach. Wcześniej nigdy z żadną się nie spotykałem. Byłem typem samotnika, kujona. Zawsze w pierwszej ławce z palcem w górze. Klasowe popychadło z 15-kg nadwagą, typ mamisynka. Uczyłem się na potęgę. Chciałem udowodnić wszystkim, że jestem najlepszy. Pokonywałem kolejne szczeble edukacji z najwyższymi notami, ale w ogóle nie angażowałem się w życie towarzyskie. Efekt? Brak znajomych, weekendy spędzone w domu i stracone szanse na poznanie jakiejkolwiek dziewczyny. Zresztą z moją nadwagą i introwertycznym podejściem do ludzi, raczej nie miałem co liczyć na romanse... Mijały lata, a jednym źródłem wiedzy na temat seksu były filmy pornograficzne, które oglądałem nałogowo i książki o seksie. Wstydziłem się tego, bo zamiast wziąć się za siebie - zrzucić trochę na wadze, otworzyć na rówieśników i wyjść poza mury biblioteki czy uniwersytetu, pogrążałem się w swojej beznadziei. Na trzecim roku poznałem Anię. Kiedyś przypadkiem spotkaliśmy się w bibliotece, potem wpadliśmy na siebie wieczorem na wydziale, usiedliśmy na jednym z egzaminów w tej samej ławce.... To był przypadek, ale wtedy myślałem inaczej. Zakochałem się po uszy. W końcu dopiąłem swego. Po dwóch miesiącach starań, wielu godzinach wspólnej nauki, kilku wizytach w kinie i mniej lub bardziej udanych randkach zostaliśmy parą. Dla Ani to był trzeci związek w życiu, więc traktowała nasze "chodzenie" z przymrużeniem oka. Ja zachowywałem się tak, jak byśmy mieli ze sobą spędzić co najmniej całe życie. Zasypywałem ją komplementami, prezentami, cały czas myśląc o tym, jak będzie wyglądać nasz pierwszy raz. Bałem się, że nie podołam. Kupowałem wcześniej prezerwatywy, żeby nauczyć się je zakładać. Nie chciałem wyjść na "zielonego", dlatego podglądałem różne techniki, oglądając filmy pornograficzne. Wyobrażałem sobie, co się stanie, kiedy w końcu wylądujemy w łóżku. Ania nie wykazywała jednak najmniejszego zainteresowania sprawami seksu. Ten temat w ogóle nie funkcjonował w naszych rozmowach. Bałem się, że nie chce dopuścić od zbliżenia, a moje fantazje były coraz większe. Nie wiedziałem, co robić, dlatego postanowiłem wykazać się inicjatywą. Zaproponowałem jej miłość francuską, obawiają się, że może nie ma odwagi na nic więcej. Jak nie trudno się domyślić, po takiej sugestii już do niczego nie doszło... Rozstaliśmy się tydzień później. Przypadkiem dowiedziałem się, że Ania podzieliła się tą sensacją z połową grupy. Czułem się zażenowany i jak najszybciej chciałem o tym zapomnieć. Miałem jeszcze parę przelotnych związków, ale każdy kończył się po dwóch lub trzech tygodniach i kiedy próbowałem coś zainicjować, dziewczyny natychmiast się dystansowały. Skutek? Mam 29 lat i wciąż nie uprawiałem seksu. Monika Błaszczak, psycholog: W przypadku Krystiana abstynencja seksualna nie jest efektem jego świadomego wyboru, ale skutkiem niesprzyjających okoliczności. 29-latek chciałby uprawiać seks. Wszystkie jego starania zmierzają do tego, by związać się z kobietą, która pomogłaby mu w zaspokojeniu fantazji. Nieudany stosunek traktuje jak osobistą porażkę. Spowodowane może być to zachowaniem dziewczyny Krystiana, która - wiedząc, że jest wrażliwym i czułym na punkcie spraw związanych z seksem mężczyzną - nie powinna była opowiadać o tajemnicach ich alkowy na forum studentów. Krystian, zupełnie inaczej niż Marek nie umie się zdystansować do tego, że jest prawiczkiem. Ma do tego bardzo emocjonalny stosunek, co, niestety, nie ułatwia mu zmiany sytuacji, w której się znalazł. Paweł, 31 lat, anglista Trochę nie pasuję do tego zacnego grona, bo "dziewictwo" straciłem rok temu! Tyle lat zajęło mi uzyskanie dojrzałości seksualnej. Dopiero na dwa miesiące przed 30-stką odważyłem się powiedzieć sobie i światu: "Tak, jestem gejem. Nie sypiam z kobietami, bo chcę to robić z facetami!". Odkąd pamiętam starałem się poskromić homoseksualne ciągoty. Nie miałem wątpliwości, że od dziewczyny, z którą się spotykałem, wolałem jej brata, a widok ojca mojej narzeczonej powodował u mnie tak silny wzwód, którego nie umiała wywołać żadna erotyczna sztuczka córki. Choć wszyscy sugerowali mi, że jestem gejem, skutecznie starałem się to wypierać ze świadomości. Do czasu, kiedy nie lądowałem z tą czy inną dziewczyną w łóżku. Kilka lat temu spotykałem się z Magdą. Bardzo chciałem, żebyśmy zostali parą. Robiła wrażenie na facetach - inteligenta, szczupła i wysoka blondynka. Słowem - marzenie wielu heteroseksualnych gości. Uwielbiałem spędzać z nią czas, imprezować, wyjeżdżać na wakacje, ale elektryzowała mnie myśl o wspólnej nocy. Z Magdą się nie udało, ale potem była Paulina. Trzy podejścia zakończone katastrofą. Powód: brak erekcji i lęk przed tym, że nie zrealizuje się w roli łóżkowego partnera. Najlepiej wspominam związek z dziewczyną, z którą byłem najdłużej, czyli z Igą, w ogóle nie myślała o seksie. Miało być "po bożemu, po ślubie" (śmiech), co z jednej strony mnie bawiło, z drugiej dawało poczucie bezpieczeństwa. Moja seksualna abstynencja była wynikiem silnego wypierania homoseksualizmu. Wolałem pozostać prawiczkiem, niż sypiać z kobietami. Z drugiej strony nie decydowałem się na seks z facetem w obawie przed tym, że to mi się spodoba. Kiedy po raz pierwszy wylądowałem w łóżku z moim obecnym chłopakiem, Łukaszem, poczułem się dobrze, naturalnie. Tak, jakbym czekał na to od lat. Seks przestał mi się kojarzyć z traumą, a z przyjemnością. Cieszę się, że nie muszę już oszukiwać ani krzywdzić zarówno swoich partnerek, jak i siebie. Monika Błaszczak, psycholog: Paweł był typowym homoseksualistą, który nie mógł pogodzić się ze swoją orientacją. Bardzo chciał stworzyć szczęśliwy związek z kobietą, ale paraliżowała go myśl o tym, że mogliby razem uprawiać seks. Tak jak wspomina, w jego przypadku stopień wyparcia homoseksualizmu był na tyle silny, że chciał uwolnić się od myśli o stosunku z innym mężczyzną. Uważam, że tylko to było przyczyną wewnętrznej blokady uniemożliwiającej mu spełnienie seksualnych fantazji. Imiona bohaterów i niektóre okoliczności ułatwiające ich rozpoznanie na prośbę rozmówców zostały zmienione. Gdy się leży 30 lat w łóżku, życie wygląda wcale nie gorzej, niż z pozycji dwóch zdrowych nóg. Inaczej tylko. I można to życie chwytać, nawet jeśli obie ręce są niesprawne. Możesz pomóc AndrzejowiMożesz pomóc AndrzejowiWszystkich, którzy chcieliby pomóc w zakupie materaca przeciowodleżynowego dla Andrzeja, prosimy o wpłaty na konto dębickiego Stowarzyszenia Rodziców i Przyjaciół Osób Niepełnosprawnych "Radość". Nr konta 04 1240 4807 1111 0000 5531 4309 z dopiskiem Andrzej sobie, że jest naprawdę źle, kiedy przyprowadzili mu księdza, a lekarz powiedział, że szans raczej nie ma, bo "takie coś" to jeden na stu przeżyje. Miał 19 lat, plany, życie towarzyskie, radość życia, pracę w dekoratorni przy dębickim Igloopolu, a przez tych kilka miesięcy w dębickim i rzeszowskim szpitalach niemal zgnił. Tkanki miękkie z pięt mu odpadły i dziś buty nie mają się na czym trzymać. Zresztą buty mu niepotrzebne, bo i tak nie chodzi. I chodził nie końcu przyzwyczaił się do życia z paraliżem od szyi w dół. - Z pozycji łóżka paralityka świat wygląda inaczej, a ludzie żyć nie potrafią, zamartwiają się pierdołami, które ich powoli zabijają - tłumaczy Andrzej Zapał. Skok po życieTo miał być tego dnia ostatni skok do wody. Lato 1985 roku było piekielnie upalne, na kąpielisku w Kamionce tłumek. To miał być ostatni skok, więc włożył trampki i spodenki, żeby - mokre - chłodziły w drodze powrotnej do domu. I trawa na brzegu zalewu też była mokra, więc w tych trampkach pośliznął się, dał głową do wody. Miał być skok "na główkę", ale nie taki. Grzmotnął łbem o muliste dno. - Coś chrupnęło w szyi, trochę zabolało, zobaczyłem swoje ręce, pływające obok mnie, ruszyć nimi nie mogłem, twarz w wodzie, nie mogę złapać powietrza, czerwono przed oczyma mi się zrobiło, pomyślałem, że jestem w piekle - opowiada. - A potem się na brzegu. Jakaś kobieta go wyłowiła, słyszał pielęgniarkę - plażowiczkę, jak mówi, że to na pewno uszkodzony kręgosłup. Telefonów nie było, ktoś popyrkotał syrenką do Sędziszowa po pomoc, zanim karetka dowiozła go do rzeszowskiego szpitala, trochę czasu minęło. A on nic - nie boli, bo nie czuje. Rąk nie czuje, nóg nie czuje, tułowia nie czuje, ale niespecjalnie się martwił, bo to pewnie chwilowe. Bo co złego może się stać zdrowemu dziewiętnastolatkowi? Przewiercili mu czaszkę po obu stronach nad skroniami. Na dwie śruby. Śruby do linki, a do linki - osiem kilogramów, które miały wyciągać i prostować mu Pielęgniarzowi ciężarki wypadły z ręki, szarpnęło, pomyślałem, że tyłek został na łóżku, ale łeb to mi na pewno urwało - wspomina z przekorą. Wtedy tej przekory jeszcze nie było. Najpierw było lekceważenie zagrożenia, potem strach, potem rozpacz i wreszcie - pogodzenie się z sytuacją. To pogodzenie uratowało mu życie. Bo wielu niepogodzonych skończyło na wisielczym sznurze, albo Psychika zaczęła "siadać", kiedy lekarz uświadomił mi, że już nie wstanę, kiedy rodzina przysłała księdza do szpitala - mówi o pierwszym nie tego skoku żałuje i nie swojego życia. Dzisiaj wciąż i najbardziej żałuje tego, że przed niemal trzydziestu laty rodziców wyrzucił ze szpitala. Przyszli w odwiedziny, a on powiedział, że nie chce ich widzieć, żeby sobie poszli. Z buntu powiedział, z przerażenia i rozpaczy. Bardzo nie w porę ten but, bo trzy miesiące wcześniej zmarła siostra Andrzeja. I do dziś jeszcze widzi płaczącą matkę i zrozpaczonego kaskadą tragedii ojca. Zapał do życiaW rzeszowskim szpitalu przy ul. Szopena żyć mu się nie chciało. Leżał jak Łazarz - ni żywy, ni nieżywy. Połowa lat 80., nie te standardy opieki medycznej, więc pielęgniarki nawet nie przekręcały go z boku na bok. Odleżyny miał takie, że pięty mu zupełnie odpadły. Czuł, że gniją. Nosem czuł, bo w nogach czucia nie było. Ciało zaczęło gnić, skóra zlazła z kręgosłupa, że kręgi było widać. - Największa zabawa była w nocy, kiedy karaluchy biegały mi po twarzy - na wspomnienie lekko się wstrząsa. - Ręką, nogą nie ruszam, głową też, mogłem tylko dmuchać i mrugać. Karaluchy dmuchaniem się nie stanie rozkładu (dosłownie) trafił do szpitala w Konstancinie. Do takich samych "złamasów", jak on. Na około 50 leżących na oddziale jak kłody pacjentów, 40 to były młode "skoczki". Prawie sami swoi. Najpierw powycinali mu martwe tkanki odleżyn, po 30 szwów na ranę. Następne pół roku przeleżał na brzuchu. Wciąż przychodziły myśli: jak żyć, ale już nie takie czarne, jak wcześniej. Głównie dlatego, że wokół miał takich samych, młodych, połamanych, bez perspektyw na dyskotekę i piłkę podwórkową. - Świetnie się tam czułem - i wcale nie żartuje. - Idealnie wręcz. Dwa lata przeleżałem w Konstancinie, byłem w rozpaczy dopiero wtedy, jak mnie personel. Jak poprosić, to popchną na wózku do pobliskiej kawiarenki albo do sklepu. W Konstancinie próbowali na nim eksperymentować. - Chcieli mi ścięgna wyciąć z bezużytecznych nóg i wszczepić w ręce - tłumaczy. - Żebym choć rękami mógł ruszać. Nie zgodziłem się. Koledze wszczepili w stawy rąk jakieś dziwne urządzenie, takie sterowane podręcznym radiem. Dziś powiedzieliby, że pilotem, ale to była końcówka lat 80. Widziałem, jak gość trzymał w dłoni kanapkę, przez przypadek trącił to swoje radyjko, ręce szarpnęło mu nad głowę, kanapka rozsypała się po pokoju. Jak pomyślałem, że mam być taka kukiełka radiem sterowana, to i za to życia w konstancińskim szpitalu spędzić nie mógł, chcieli go wypisać do domu, więc urządził głodówkę. Lekarze chcieli go karmić, nie dał się. Kroplówki chcieli dawać, odmówił. Oni też się uparli, więc zadzwonił do matki. - Prosiłem, żeby zadzwoniła do Edwarda Brzostowskiego (twórca Igloopolu i wówczas - wiceminister rolnictwa - red.), niech mi załatwi przedłużenie. I czas jakiś, bo kiedyś trzeba było wrócić do wracaćWrócił do Dębicy. Znów wśród pełnosprawnych. Szkolni koledzy, koledzy z pracy, gdzieś się podziali, nie odwiedzali, nie dzwonili. Matka pchała go na wózku po ulicach miasta. Nienawidził tych spojrzeń przechodniów. Tego lęku i odrazy w ich oczach. Musiał wlać pięćdziesiątkę w gardło, żeby mieć odwagę wyjechać na ulicę. Znów odechciało mu się żyć, zatęsknił za Konstancinem, za światem połamanych i sparaliżowanych, za swoim światem, w którym nikt nie patrzy na kalekę, jak na dziwadło. Miesiąc wytrzymał. Wymyślił sobie kamienie w pęcherzu, Igloopol załatwił karetkę, wrócił do Konstancina. Tu szybko się połapali, że te kamienie, to nie na pęcherzu, a na duszy, ale zyskał pół roku wśród Nie ja jeden miałem problemy z powrotem do życia - opowiada. - Dwóch sparaliżowanych kolegów powiesiło się w szpitalnym parku. Trzeci wyczołgał się przez balkon. Chciał się zabić, a tylko złamał nogę. Nie zabijali się sami, zabijały ich czarne myśli o tym, co będzie. A raczej - czego nie będzie nigdy. Też próbował się zabić, jeszcze w Konstancinie. Tylko jak ma popełnić samobójstwo człowiek, który ani drgnie. Zbierał tabletki, trochę uzbierał. I próbował to wszystko połknąć. Nawet zaczął, ale przyszła pielęgniarka. - Siadła na moim łóżku, tyłkiem "wymacała" tabletki pod prześcieradłem i po mojej próbie samobójczej było - opowiada ze śmiechem. - Tyłek pielęgniarki uratował mi życie, ale po tych prochach przespałem dwie więcej nie próbował. Nie ze względu na siebie, ale tych wszystkich, których zna i kocha, którzy starali się go przywrócić żyć!Nie, z nikim by się nie zamienił. Z przeciwodleżynowego łóżka życie wygląda wcale nie gorzej, niż z pozycji dwóch zdrowych nóg. Inaczej tylko. I można to życie chwytać, nawet jeśli obie ręce są niesprawne. Dłonie przykurczem zaciśnięte w pięści, że tylko między kciuk a tę pięść można włożyć papierosa. Na początku malował, mazał olejnymi po płótnie i to zupełnie dobrze. Znów zachciało mu się żyć, jak zaakceptował swój stan. Że to nie koniec świata, że nie będzie tak samo, ale może być inaczej. Nie gorzej, po prostu inaczej. Potem pojawił się komputer, Internet, rzucił malowanie, ale zarzeka się, że wcale nie na zawsze. Pojawiła się dziewczyna, byli z sobą kilka lat. Odeszła, wyszła za mąż. Tąpnęło nim, ale nie dziwi się i nie ma żalu. I znajomi się pojawili. Przychodzą, opowiadają o swoich problemach zdrowych ludzi, a on słucha, bo potrafi. I czasem dziwi się, że ludzie na własne życzenie siebie samych zalewają goryczą, bo życie potrafi być piękne. Nawet kiedy leży się dniami, tygodniami, latami. Jeszcze w Konstancinie studenci - praktykanci siadali na wózku inwalidzkim, żeby poczuć, jak to jest być Nie mieli pojęcia, jak to jest - woła Andrzej. - W głowie mieli, że siądą, za chwilę wstaną i pójdą. A to nie w rękach i nogach, to w głowie jest się kaleką. Szczęśliwy jest i nie zamieniłby się z innymi. I może tak żyć, choć wkurza go, że jest obciążeniem dla matki. Mamuśka ma 87 lat, ale miota nim po łóżku, żeby umyć, oklepać, przesmarować rany marzy o nogach, marzy o nowym materacu przeciwodleżynowym. Ten stary chiński za 150 zł wygnieciony jak kołyska. Nowy, to kilkaset złotych. Nie stać go, więc leży na tym starym badziewiu. Materac mu potrzebny, ale nogi już nie. - Nawet proponowałem mamie, niech mi uwalą te nogi przy samej... - żartuje. - Będę o połowę lżejszy, wrzuci mnie do plecaczka, będę jej w zakupach pomagał, ściągał produkty z górnych półek. I łóżko krótsze i więcej miejsca w siebie żartuje, ze swego kalectwa, z życia nie żartuje. Życie to poważna rzecz i on kocha tę poważną rzecz. - Nawet swoje odleżyny kocham, bo przypominają mi, że żyję - nie przestaje żartować. - I mam po co żyć. Choćby po to, żeby ludzie, patrząc na mnie, przekonali się, że im wcale nie jest tak źle, jak im się wydaje. Żyje życiem znajomych, przyjaciół, którzy przychodzą do niego ze swoimi troskami, radościami i żalami. Większość żyje tylko sobą i dla siebie, on żyje wieloma życiami naraz. Choć cudzymi.

facet po 30 w łóżku